Tajemnice zdrowia plemienia Hunzów

 

Czytam właśnie książkę Amerykanki Renee Taylor o Hunzach.
Książka jest dosyć kiepsko napisana i w sposób szkolny przetłumaczona, mimo to jednak trwam przy niej, bo temat jest arcyciekawy.

O plemieniu Hunzów, ich stylu życia, sposobie odżywiania i długowieczności od lat krążą legendy. Spotykałam już artykuły na ten temat, ale książkę widzę pierwszy raz.
Kraina Hunza leży w Himalajach. Teraz stanowi część wschodniego Pakistanu, ale działa jako samodzielne państwo z królem na tronie.

Jest to malutka monarchia zajmująca w niedostępnych górach dolinę 160 km długości i 1600m szerokości.
Dostać się tam jest szalenie trudno. Generalnie nie ma wstępu dla odwiedzających.
Potrzebne jest specjalne zezwolenie władz pakistańskich oraz imienne zaproszenie króla Hunzów.

Sama wyprawa jest niezwykle karkołomna, ponieważ w dolinie nie lądują samoloty a przeprawa przez góry jest wręcz niebezpieczna.
Dlatego też historie opowiadane przez lekarzy i naukowców, którzy mieli szczęście odwiedzić Hunzę, malują obraz prawdziwego raju na Ziemi.

Hunzowie dożywają w doskonałym stanie zdrowia fizycznego i umysłowego ponad stu lat.
Pracują aktywnie do końca swych dni, nie ma tam pojęcia emerytury a mężczyźni dziewięćdziesięcioletni zostają ojcami.

Choroby zdarzają się tam niesłychanie rzadko. Rak, choroby serca, zawały, wrzody żołądka czy choroby dziecięce: odra, świnka, ospa wietrzna są tam właściwie nieznane.

Nie muszę chyba dodawać, że o SMie nikt nawet nie słyszał.
Czemu zawdzięczają Hunzowie tak niesłychanie korzystną sytuację zdrowotną?

Dolina, w której żyją, jest całkowicie odcięta od świata. Nie ma tam przemysłu, samochodów, sklepów, a pieniędzy się prawie nie używa.

Większość ludzi zajmuje się rolnictwem.
Ziemia daje obfite plony, chociaż nie stosuje się nawozów sztucznych ani oprysków roślin. Powietrze jest kryształowo czyste a gleba daje wodę zasobną w związki mineralne.

Hunzowie nie są wegetarianami, ale mięsa jedzą bardzo mało. Zwierząt jest niewiele, bo nie ma pastwisk do ich wypasania. Występuje natomiast obfitość zbóż, warzyw i dorodnych owoców.
Z ziarna wypieka się prosty chleb, a warzywa i owoce są zjadane na surowo pod postacią sałatek zakrapianych olejem z pestek moreli. Drzewa morelowe rosną wszędzie, a owoce są tak słodkie, że cukru nie używa się w ogóle.
Mieszkańcy doliny nie są też abstynentami. Piją wino otrzymywane z miejscowych winogron i zwyczajowo wychyla się szklaneczkę dziennie.

W tym miejscu rodzi się pytanie, czy nieskażone środowisko i proste, zdrowe jedzenie są czynnikiem wystarczającym dla takiej długowiecznej witalności narodu?

Moim zdaniem występuje tu coś znacznie ważniejszego.
Jest to kraina, gdzie nie ma wojska ani policji. Nie ma złodziei ani przestępców. Agresji i zagrożenia. Ludzie czują się bezpieczni, pomagają sobie wzajemnie, czują się szczęśliwi i na swoim miejscu.
Pracę swoją wykonują bez stresu i zegarka, z głębokim przekonaniem o słuszności tego, co robią.

Według Hunzów człowiek jest podobny do rośliny. Musi mieć silne poczucie przynależności. W przeciwnym razie więdnie i umiera jak roślina wyrwana ze swojej gleby, a bezczynność jest znacznie większym wrogiem życia niż praca.
Najlepszym umysłowym lekarstwem jest pogoda ducha, a nienawiść i narzekanie powodują napięcie i nerwowość.

Hunzowie są przekonani, że człowiek jest lustrzanym odbiciem swoich myśli.
Wypracowali też sobie techniki relaksacyjne, które pozwalają odprężyć się i odpocząć, nawet w ciągu kilku minut. Dzięki temu mogą cieszyć się żywotnością i wykonywać ciężką nawet pracę bez oznak zmęczenia.
Ludzie nie potrafiący odprężać się tracą ogromne ilości energii. Gdy ciało i umysł są w stanie ciągłego napięcia niszczą się bardzo szybko.
Jest rzeczą oczywistą, że tacy ludzie jak Hunzowie potrafią także właściwie wychowywać swoje dzieci.

W Hunzie dzieci uczy się posłuszeństwa od małego. Naturalna jest dyscyplina i szacunek dla starszych.
Jednak nigdy nie słyszy się matki krzyczącej na dziecko, przekupującej je lub wygrażającej mu. Rodzice maja czas dla swoich pociech, traktują je uprzejmie i uczą łączyć pracę z zabawą.
Najmłodszych uczy się szacunku dla ziemi, ale nie lęku przed nią. Gdy pojawia się lęk, wtedy rozsądek znika w zamęcie paniki.
Dzieci Hunza są zdrowe emocjonalnie i fizycznie, gdyż wiedzą, że zajmują określone miejsce w społeczeństwie, są kochane i szanowane.
Dlatego ich energia jest ukierunkowana na konstruktywne, a nie destruktywne działania i nie ma możliwości, żeby wyrósł bandyta czy złodziej.

"Cywilizowany" system wychowywania dzieci jest ogromnie stresogenny.
Rodzice są skłonni do oskarżania swoich latorośli, wyładowują na nich swoje frustracje, karzą je i strofują.
Tak samo postępuje szkoła.
Nie uczy to szacunku dla rodziców, społeczeństwa, a tym bardziej dla samego siebie.
Taki system "hoduje" jednostki podatne na stres, a tym samym na wszelkie choroby, których przyczyną są zablokowane emocje.

Dr Hans Seyle pisze tak:

"Dopiero zaczynamy rozumieć, że wiele pospolitych chorób jest spowodowanych w większym stopniu błędami naszych reakcji przystosowawczych na stres, niż bezpośrednimi szkodami wyrządzonymi przez bakterie, trucizny lub inne czynniki zewnętrzne. W tym sensie wiele zakłóceń nerwowych i emocjonalnych, nadciśnienie, wrzody żołądka i dwunastnicy, choroby reumatyczne, sercowo - naczyniowe i nerkowe a nawet nowotwory, wydają się być przede wszystkim chorobami adaptacyjnymi. Wobec tego wszystkiego, stres jest niewątpliwie ważnym, osobistym problemem dla każdego."

Hunzowie rozwinęli w sobie wysoce pozytywny stosunek do życia.
Obserwując ich twarze widzi się szczęśliwe uśmiechy, wyraz ufności i pewności siebie. Są wolni od skłonności do ubolewania nad przeszłością i obaw o przyszłość. Wykonują swą codzienną pracę bez napięć, stresów i nerwowości.
W Hunzie nie ma zachłanności, zawiści ani fałszu, który zatruwa myśli serca.

Myślę, że to jest prawdziwa tajemnica zdrowia plemienia Hunzów.

Oj, cywilizacjo, cywilizacjo - coś z nami zrobiła?

Irena Abramska