... bo życie jest po to, by się nim cieszyć

Refleksje z Dąbka, Joanna Woyciechowska, M.D., Ph.D.

Nawet "życie pod wiatr", życie ze stwardnieniem rozsianym można przeżyć i szczęśliwie, i ze świadomością wykonania zadania na szczycie. Ta choroba, zjawiająca się niespodzianie, zatrzymująca nas dosłownie w miejscu, wydaje się wyrywać wszystko, co człowiek zdobył i co ma. Nie od razu, a czasem dopiero po długim czasie walk przeciwko stwardnieniu rozsianemu, budzimy się wewnętrznie, żeby zdać sobie sprawę, po co ta choroba przyszła i czego od nas chce. Bardzo często nie budzimy się i żadne głębsze refleksje nie ogarniają naszego umysłu. Nie dociera do nas fakt, że SM jest nauczycielem. Czego nas uczy? Czy bierzemy pod uwagę zmiany, jakie powinniśmy poczynić w naszym trybie życia i myślenia?

Moje kilka dni w Dąbku i spotkania z jego Pensjonariuszami dały mi dużo do myślenia.

Większość osób z SM czeka wyłącznie na cudowny lek, bez względu na własne już przeżyte doświadczenia z różnymi lekami. Tylko ten jeden magiczny zastrzyk czy pigułka są przedmiotem marzeń, myśli i rozmów w Dąbku. W obecnym okresie te rozmowy i pytania dotyczą głównie interferonu, względnie copolymeru 1. Jak te leki zdobyć, to zadanie życiowe. Wydaje się, że nie dociera do świadomości osób z SM fakt, że tylko ewentualnie 60% chorych kwalifikowałoby się do leczenia tymi lekami. Z tego około 30% nie będzie leku tolerowało, albo z powodu objawów ubocznych (martwica skóry, depresja, spastyczność i inne), albo z powodu powstawania przeciwciał, które w wielu wypadkach leczenia Betaseronem niwelują początkowe dobroczynne działanie leku.

Powiedzmy, że rodzina czy jakaś fundacja zdobędzie 10 000 dolarów USA na rok, żeby lek kupić. Okres leczenia jak dotąd jest nieograniczony i firmy farmaceutyczne wyraźnie sugerują kurację bez końca.

Osoba z SM jest gotowa kłuć się codziennie, co drugi dzień, a w najlepszym wypadku co tydzień, wiedząc lub nie wiedząc, czego od takiego leczenia realnie oczekiwać.

Jak dotąd ustalono, że tylko w 30% lek zmniejsza częstotliwość i ciężkość rzutów. Jak dotąd jeden tylko Avonex (*) (interferon beta 1a) zmniejsza do pewnego tylko stopnia postęp choroby. Leczenie nie zmienia warunków, w których choroba powstała i nie odwraca spustoszeń, które przyniosła. Istniejące już niedowłady, zaburzenia równowagi, wzroku, czynności pęcherza i inne mogą poprawić się wyłącznie w wyniku dobrze ustawionej i bardzo systematycznej rehabilitacji fizycznej i psychicznej.

Dąbek zapewnia tylko ich ustawienie. Reszta zależy od nas. Dąbek daje krótki odpoczynek od codziennych zmartwień. Warunki do przemyśleń na łonie natury są tu znakomite. Myślenie ma kolosalną przyszłość i dla osoby z SM.

O czym tu myśleć, jeśli w naszym pojęciu jedyną szansą jest ten interferon czy copolymer 1 i okazuje się, że albo nie kwalifikujemy się do takiego leczenia, albo go nie tolerujemy, albo nie mamy szczęścia na loterii i nie mamy innych źródeł finansowych? Musimy wyjść poza ramy naszych własnych barier i widzieć własne, inne możliwości zdrowienia.

Cierpliwie i z uporem maniaka przytaczam przykłady moich pacjentów z USA, którzy sami z własnej woli i z własnego wyboru odstawiają rozpoczęte leczenie interferonem. Ten lek albo nic im nie pomógł, albo te osoby zrozumiały, w czym rzecz. Przemyślały własne możliwości i własną siłę zdrowienia. Wiadomo, że nasz organizm produkuje interferon. Wiadomo, że w okresie rzutu SM jego poziom w organizmie rośnie. Podobnie rośnie poziom sterydów przeciwzapalnych, jak kortyzol. Jego odpowiednikiem jest Solumedrol, lek stosowany w rzutach choroby. Cały szereg substancji (transmiterów) powstaje i działa w naszym mózgu i układzie obronnym dzięki naszym pozytywnym myślom i odczuciom.

Gdybyśmy mieli wyniki badań poziomu interferonu i kortyzolu u osób z SM w okresie rzutów i potem analizowali los tych chorych, których stan poprawił się sam, bez leczenia, myślę, że wiedzielibyśmy, dlaczego oni mogą wyjść cało z rzutu. Myślę, że od takich chorych winniśmy się uczyć się, jak walczyć o zdrowie. Wiem bezpośrednio od moich pacjentów, jak uczyli się pozytywnego myślenia, spokoju uczuciowego i widzenia siebie zdrowymi. Od strony medycznej, należy w okresie rzutu podać choremu jak najszybciej dużą dawkę dożylną Solumedrolu, codziennie przez kilka dni, około tygodnia. Myślę, że w tym samym okresie może być pomocny Avonex (interferon 1a), podawany domięśniowo co tydzień przez kilka tygodni. Tak też kilka zastrzyków może podnieść poziom własnego interferonu i opanować rzut. Taka jest moja własna teoria.

Ta teoria jest oparta wyłącznie na moich doświadczeniach, przemyśleniach i intuicji. Myślę, że Ministerstwo Zdrowia wyskrobałoby fundusze na tego rodzaju inwestycję pod warunkiem...

Tym warunkiem byłoby poważne zaangażowanie chorego w kontynuowaniu wielowymiarowego programu rehabilitacyjnego, fizycznego i psychicznego, zmiany trybu życia i odżywiania, oprócz zmiany stereotypów myślowych i uczuciowych. Wykorzystalibyśmy obecną sytuację ekonomiczną dla własnego dobra. Mając szersze spojrzenie na istotę choroby, moglibyśmy widzieć jej cel zachować radość życia dzięki trudnej lekcji, jaką daje nam SM.

Nie tylko w Dąbku, ale wszędzie i zawsze można myśleć i zastanawiać się nad tym, co my sami możemy zrobić dla swego własnego zdrowia i jak je rehabilitować.

Powtarzając to, co poprzednio napisałam, na pewno możemy:

  1. Oddychać. Przez nos, głębokie, wolne, rozciągające klatkę piersiową oddechy pozwalają wciągać nie tylko powietrze z otoczenia, ale i energię zdrowienia. Wypuszczanie powietrza przez usta, równie powoli, pozwala wyrzucać nasze rozterki i nieudolności.
  2. Wykonywać codzienne ćwiczenia rehabilitacyjne - to, czego uczy Dąbek - i dodać trochę ruchów Yoga czy innych wschodnich metod włączających do sprawności ruchowej także równowagę duchową.
  3. Widzieć w pożywieniu źródło sił. Spożywać wolno i z namaszczeniem, żuć bardzo dokładnie wszystko, co jemy, unikać mięs i innych produktów pochodzenia zwierzęcego. Pamiętać, że doskonałym źródłem białka są rośliny takie jak fasole, soja i inne. Zielone i czerwone jarzyny powinny być głównym źródłem naszego pokarmu. Zielona sałata, główny gość stołu, razem z surówką z marchewki i czerwonej kapusty. Inne jarzyny lekko parzone raczej, a nigdy rozgotowane.
    Źródło tłuszczów to zmielone ziarno siemienia lnianego (23 gramy dziennie), posypane na sałatę, pestki słonecznikowe, dynie i orzechy. Unikać tłuszczów pochodzenia zwierzęcego. Owoce jeść tylko między posiłkami. Jadłospis powinien być indywidualnie przygotowany, bo każdy z nas jest inny i ma specyficzne potrzeby, zależne od grupy krwi, wagi, typu ciała i in. Nigdy nie objadajmy się.
  4. Pamiętajmy o unikaniu trucizn chemicznych. Pamiętajmy o wypłukiwaniu i czyszczeniu organizmu. Pamiętajmy o oddawaniu moczu. Przepełniony pęcherz moczowy jest źródłem zakażenia i musi być całkowicie opróżniany. Woda wymywa trucizny wszelkiego rodzaju. Wypijajmy codziennie około 8 szklanek wody, najlepiej źródlanej lub filtrowanej. Wypróżnienie powinno być codziennie.
    Szklanka wody o pokojowej temperaturze wypita przed śniadaniem znakomicie ułatwia tę czynność. Co najmniej raz w tygodniu należy pościć, pijąc tylko wodę, soki owocowe i wywary jarzynowe, nie jedząc stałych pokarmów. Nawet jednodniowa głodówka ułatwia odpoczynek naszym przeciążonym jelitom. Dłuższe głodówki są bardziej skuteczne w osiąganiu zdrowia, ale powinny być prowadzone pod kierunkiem lekarza albo innego fachowca.
  5. Rozpoczęte w Dąbku ćwiczenia psychologiczne, rozmyślania, medytacje, afirmacje pomogą w szukaniu dodatkowych, bezcennych drogowskazów w wędrówce po zdrowie. Takie ćwiczenia pomagają również w uzyskaniu dobrego, odświeżającego snu.
  6. Zapoczątkowana w Dąbku i kontynuowana w domu obserwacja natury i odpowiednia lektura pomogą nam zrozumieć to, do czego doszedł pan Wiktor Iwicki z Giżycka. Porządek w naturze, jak i w organizmie człowieka, zapewniają zdrowie. Kiedy ten porządek i równowaga między organizmami zostają zakłócone, mamy do czynienia z chorobą. To od nas zależy, jak dalece zechcemy budzić naszą świadomość nieograniczonych możliwości zdrowienia przez przywrócenie tego porządku. Wiara w takie możliwości otworzy przed nami furtkę dalszych poszukiwań zdrowia. Starajmy się kontynuować w codziennym naszym życiu zaczęte w Dąbku więzi przyjaźni, wzajemnej życzliwości i pomocy innym, jak też samym sobie. Nauczmy się widzieć w każdym spotykanym człowieku często stroskanego, ale dobrego ducha, który jest również naszym nauczycielem. Róbmy coś dobrego i przychylnego dla każdej z tych osób.
    Okaże się, że takie podejście do życia i świata znakomicie poprawia nasze własne samopoczucie, zwiększa nasze siły zdrowienia. Okaże się również, że w Stwardnieniu Rozsianym będziemy mogli rozpoznać surowego, ale całkiem dobrego nauczyciela życia.
  7. Angażowanie się w działalność dla dobra innych i pomoc innym pomaga nam dostrzec własne możliwości, własną wartość. Najlepszym przykładem dla osób z SM w Polsce jest Sekretarz Generalny PTSR, dr Maria Kassur. 10 lat temu, uwiązana w wózku inwalidzkim, była osobą przepełnioną goryczą i beznadziejnością. Obecnie dr Kassur jest laureatem międzynarodowych nagród za działalność na rzecz chorych na SM w Polsce. Idźmy jej śladem. Jak ona cieszmy się życiem, bo ono "jest po to, by się nim cieszyć" mimo wszystko.

P.S.
W Polsce jest wiele osób chorych na SM, których optymizm, wiara, aktywność psychiczna i fizyczna, odpowiedzialność, twórczość, duchowość i zaangażowanie społeczne są godne naśladowania. Mnoży się obecnie ilość literatury na temat medycyny alternatywnej. Mnożą się też osoby oferujące różne metody lecznicze, jak klawiterapia, akupunktura i inne, leki takie jak LIDAZA i inne, diety - dr Kwaśniewskiego itp. Wielu chorych próbuje jedno za drugim, płaci dużymi sumami pieniężnymi i dużym rozczarowaniem. Potrzebna jest wiedza i umiejętność rozróżnienia, co może pomóc, a co grozi rozczarowaniem. IFMSS (Międzynarodowa Federacja Towarzystw SM) zbiera metody alternatywne, żeby ostrzec przed nimi chorych na SM. Może powinniśmy robić to samo?

(*) Rebif

JOANNA WOYCIECHOWSKA